Adam Asnyk
(Kalisz, 1838-Cracovia, 1897) Poeta polaco. Es autor de poemas, de novelas y de obras de teatro. Su obra más representativa es la colección de sonetos titulada Sobre los abismos (1883-1894). Nacido en Kalisz a una familia noble szlachta, fue educado para convertirse en un heredero de los bienes de su familia. Por lo tanto, recibió la educación en el Instituto de Agricultura y Silvicultura de Marymont y luego la Escuela Médico Cirujano en Varsovia. Continuó sus estudios en el extranjero en Breslau, París y Heidelberg. En 1862 regresó a Polonia y el Congreso tomó parte en la sublevación de enero como un luchador por la libertad contra la ocupación del país por las tropas rusas. Debido a que tuvo que huir de la Tsarstvo y se estableció en Heidelberg, donde en 1866 recibió un doctorado en filosofía. Poco después volvió a Polonia, y se estableció en la parte austríaca en poder del país, inicialmente en Lww y luego en Krakw.
En 1875 se casó con Zofia Asnyk ne Kaczorowska y en esa época comenzó su carrera como periodista. Un editor de un diario Reforma basado Krakw, en 1884 también fue elegido para el ayuntamiento de Krakw. Cinco años más tarde fue elegido miembro de la Sejm gallega.
Alrededor de ese tiempo se convirtió en uno de los hombres más prominentes de la cultura en Polonia dividida. Entre sus iniciativas fue la creación de la Sociedad de las Escuelas Populares y llevar las cenizas de Adam Mickiewicz de Polonia. También fue uno de los primeros miembros de la Sociedad de Tatra. Murió 02 de agosto 1897 en Krakw y fue enterrado en la iglesia Skalka, para sepultura de los algunos de los polacos más destacados, sobre todo los que vivían en Krakw.
Adam Asnyk parte de un romanticismo inicial que pronto evoluciona hacia una poesía continuadora de la tradición revolucionaria polaca en conexión con la realidad. La infancia, la realidad externa, el amor universal y la unión entre el hombre y el universo son los temas predominantes en su poesía, entre cuyas obras destacan el ciclo de treinta sonetos Sobre los abismos (Nad głębiami) (1883-1894), El sueño de las
tumbas (Sen grobów) (1865) y En los Tatra (W Tatrach) (1878)
.
A LOS IDEALISTAS DE HOY
¿Es la falsa vergüenza la que os prohíbe
descender de las nubes hasta los habitantes de la Tierra
y luchar activamente por la existencia futura
entre espasmos y cambios vitales?
¿Vosotros, que volvéis el rostro para no ver la Tierra,
que estáis ociosos y, sin embargo, furibundos,
pensáis que vuestra herencia
os garantizará la eternidad?
Verdad es que tuvisteis una rica participación,
que estáis preparados para recibir la herencia,
pero ella no durará siempre
si el centeno no se renueva con la siembra.
Quien vive de la cosecha de años pasados
consume los bienes de los antepasados
y el mundo le arrebata el mando
¡pero los bienes se los llevarán los acontecimientos!
El mundo de mañana pertenece
a los que desean la conquista.
Quien se aísla en el silencio y en la sombra
no cuenta entre los vivos.
Między nami nic nie było
Między nami nic nie było!
Żadnych zwierzeń, wyznań żadnych,
Nic nas z sobą nie łączyło
Prócz wiosennych marzeń zdradnych;
Prócz tych woni, barw i blasków
Unoszących się w przestrzeni,
Prócz szumiących śpiewem lasków
I tej świeżej łąk zieleni;
Prócz tych kaskad i potoków
Zraszających każdy parów,
Prócz girlandy tęcz, obłoków,
Prócz natury słodkich czarów;
Prócz tych wspólnych, jasnych zdrojów,
Z których serce zachwyt piło,
Prócz pierwiosnków i powojów
Między nami nic nie było!
Sonet
Niedługo może na przyszłości dzieje
Zostanie tylko blady cień wspomnienia;
Serdeczne ślady mroźny wiatr rozwieje
I wszystko zniknie we mgłach oddalenia.
Więc trzeba będzie zmusić do milczenia
Te drżące struny, z których pieśń się leje,
I grobowego wziąć pozór kamienia,
Co pogrzebaną pokrywa nadzieję.
Na taką przyszłość, co mgłę ołowianą
Rozpostrzeć może na błękitnym niebie,
Na taką przyszłość, ciemną i stroskaną,
Co ból i miłość zarówno pogrzebie...
Niechaj te słowa pamiątką zostaną
I niech przeżyją razem mnie i Ciebie!
Limba
Wysoko na skały zrębie
Limba iglastą koronę
Nad ciemne zwiesiła głębie,
Gdzie lecą wody spienione.
Samotna rośnie na skale,
Prawie ostatnia już z rodu...
I nie dba, ze wrzące fale
Skałę podmyły u spodu.
Z godności pełną żałobą
Chyli się ponad urwisko
I widzi w dole pod sobą
Tłum świerków rosnących nisko.
Te łatwo wschodzące karły,
W ściśniętym krocząc szeregu,
Z dawnych ją siedzib wyparły
Do krain wiecznego śniegu.
Niech spanoszeni przybysze
Pełzają dalej na nowo!
Ona się w chmurach kołysze -
Ma wolne niebo nad głową!
Nigdy się do nich nie zniży,
O życie walczyć nie będzie -
Wciąż tylko wznosi się wyżej
Na skał spadziste krawędzie.
Z pogardą patrzy u szczytu
Na tryumf rzeszy poziomej...
Woli samotnie z błękitu
Upaść strzaskana przez gromy.
Ulewa
Na szczytach Tatr, na szczytach Tatr,
Na sinej ich krawędzi,
Króluje w mgłach świszczący wiatr
I ciemne chmury pędzi.
Rozpostarł z mgły utkany płaszcz
I rosę z chmur wyciska -
A strugi wód z wilgotnych paszcz
Spływają na urwiska.
Na piętra gór, na ciemny bór
Zasłony spadły sine,
W deszczowych łzach granitów gmach
Rozpłynął się w równinę.
Nie widać nic - błękitów tło
I całe widnokręgi
Zasnute w cień, zalane mgłą,
Porznięte w deszczu pręgi.
I dzień, i noc, i nowy wschód
Przechodzą bez odmiany -
Dokoła szum rosnących wód,
Strop niebios ołowiany.
I siecze deszcz, i świszczę wiatr,
Głośniej się potok gniewa,
Na szczytach Tatr, w dolinach Tatr
Mrok szary i ulewa.
No hay comentarios:
Publicar un comentario